Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W zwykłym trybie życia byłby to dla nas przedmiot do rozmowy na całe pół dnia; tu załatwiliśmy się z nim, przeszedłszy połowę hotelowego korytarza. Niepodobna usiedzieć na miejscu, mając przed oknami nowy, nieznany świat, całe Chiny do obejrzenia!
Łoskot kufrów w przedsionku, stukanie obcasów i ukazanie się olbrzymiej, chudej niewiasty w zapasach ze służącym madraszczykiem:
— Tak, podróżowałam już po całym świecie i będę podróżowała... Jadę teraz do Szanghu i Pekinu... Byłam w Mołdawii, w Rosyi, w Bejrucie, w Persyi, w Kolombo, Delhi, Benares, Allahabadne, w Pescawana, Malabarze, w Singapoore, w Penangu, tutaj i w Kantonie! Jestem rodem z Austryi, jadę do Stanów Zjednoczonych, a może i do Irlandyi... Jestem ciągle w podróży, jestem, jak się nazywa, veuve, wdowa. Mój mąż umarł i jestem smutna, zawsze smutna, więc podróżuję. Jestem żywa, ale nie żyję. Rozumiesz pan? Zawsze smutna... Powiedz im, jak się nazywa statek, na który mają dostawić moje kufry... Pan podróżujesz dla przyjemności? Tak! A ja dlatego, że jestem samotna i smutna, ciągle smutna!
Kufry znikły, drzwi się zamknęły za smutną niewiastą, a ja stałem na miejscu, drapiąc się z podziwem w głowę. W jaki sposób zaczęła się ta rozmowa, dlaczego się skończyła i jaki pożytek z takich znajomości? Nie dowiem się nigdy, ale całe to zdarzenie jest ściśle prawdziwe. Z takiego materyału czerpią wzory noweliści.