Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mnie jakimś napojem, wróciłem więc do hotelu na wieczerzę.


∗             ∗

Chcę powrócić do domu! Muszę wracać do Indyi! Jestem nieszczęśliwy. Parowiec „Nawab“ w tej porze roku powinienby stać pusty, a jest na nim stu pierwszej klasy podróżnych, sześćdziesięciu sześciu drugiej klasy. Wszystkie ładne dziewczęta jadą drugą. Coś się musiało stać w Colombo, jakiś statek musiał się rozbić i ztąd to natłoczenie. Istna menażerya! Kapitan mówi, że według przepisów powinno być tylko 10 — 12 podróżnych i że gdyby był przewidział taki nacisk, byłby wziął większy statek. Ja osobiście jestem zdania, że połowę naszych towarzyszów należałoby wyrzucić z pokładu. Podróżują tylko dla przyjemności, a tego rodzaju zabawa prowadzi tylko do wytwarzania pośpiesznych i niewłaściwych pojęć o zwiedzanych krajach.
Kobiet jest około trzydziestu, i patrzę z oburzeniem, jak usiłują zamęczyć gospodynię okrętową, delikatną i dobrze wychowaną osobę. Sądzę, że uda im się ten zamiar. Salon ma dziewięćdziesiąt stóp długości, a gospodyni biega po nim dziesięć godzin dziennie, bez chwili wytchnienia. W przerwach uwija się z filiżankami bulionu, roznosząc je wątłym istotom, które nie mogą obejść się bez pożywienia od śniadania o 9-ej do drugiego śniadania o 1-ej. Dziś rano podeszła ona do mnie i zapytała najnaturalniej w świecie: „Może zabrać pańska filiżankę?“ Jest to prawdziwa biała kobieta, a w salonie pełno portugalskich metysów. Nawet jeden młody Anglik pozwolił