Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ły mi opowiadania o bitwach, morderstwach i nagłych śmierciach. Uchyliłem rożek zasłony, kryjącej Górną Birmę i byłbym dał dużo zato, żeby popłynąć w górę rzeki i zobaczyć mnóstwo dawnych przyjaciół, a teraz wyniszczonych wojną, i pobytem w dżungli żołnierzy. Całą noc śniły mi się nieskończone schody, po których zstępowały tysiące pięknych dziewcząt, ubranych w piękne szaty tak jaskrawe, że aż raziły mój wzrok. Na górze, na samym szczycie wisiał złoty demon, u stóp schodów leżał z twarzą, zwroconą ku niebu biedny mój kolega, poległy pod Minhla, a gromada brodatych oberwańców, ubranych w khahi trzymała przy nim straż.





III.
O mieście słoniów, w którem rządzi bożek Lemitwa, mieszkający na szczycie góry.

Mieliśmy pojechać z Rangoonu prosto do Pennugu. Zamiast tego stoimy pod Moulmeinem na parowcu, który tak wygląda, jak gdyby właściwie nigdzie nie płynął. Po co wybrał się on do Moulmeinu, jest tajemnicą, ale że wszyscy na pokładzie są tacy, jak ja, więc nikt się nie uskarża. Wyobraźcie sobie statek obładowany ludźmi, którym się nie śpieszy, którym nie idzie o nic więcej oprócz jedzenia i którzy nie znają innych wzruszeń jak pojawienie się ćmy...
Moulmein położone jest u ujścia rzeki, która powinnaby płynąc w Południowej Ameryce; szpetne kupieckie statki kołyszą się u stóp pięknych gór okoli-