Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Rangoon ma swoje zalety. Płaci się tu po książęcemu: niewielki dom z meblami sto pięćdziesiąt rupii. Płaca służby dwieście lub dwieście pięćdziesiąt. Razem czterysta. Mój drogi chłopcze, kominiarz tu nie weźmie mniej, niż dwanaście do szesnastu rupii miesięcznie, i w takim jeszcze razie nie ogranicza się do jednego domu. Daleko gorzej tu, niż w Quetta. Każdy, kto jedzie do Niższej Birmy, a liczy, że się utrzyma ze swojej pensyi, jest głupcem.
Głos z drugiego końca stołu rzekł:
— Dyabelny głupiec! Co innego w Górnej Birmie, gdzie można dostać posadę i na koszta podróży.
Inny głos, wyrywający się z ogólnej rozmowy, dodał:
— Nie rozpisywali się nad tem w dziennikach, ale mówię wam, że wcale nie z taką łatwością zdobyliśmy ten fort, jak się potem zdawało. Boh Gwee złapał nas w istną pułapkę i w chwili, gdyśmy ścisnęli szeregi, nasi ludzie byli już dobrze przerzedzeni od frontu i od tyłu. Te walki w dżunglach dyabła warte i tyle! Proszę dajcie mi jeszcze lodów...
Potem opowiedzieli mi o śmierci mego szkolnego kolegi, zabitego na szańcach reduty Minhla, a czy kto jeszcze pamięta utarczkę pod Minhla, którą otworzył się trzeci bal w Birmie?
— Byłem blizko niego — mówił jakiś głos. — Umarł na ręku. A o ile mi się zdaje, lecz nie jestem pewny. W każdym razie wiem, że śmierć miał lekką. Dobry był chłopiec...
— Dziękuję wam — powiedziałem. — Sądzę, że czas mi już wyjść.
I wyszedłem w duszną noc, a w głowie dzwoni-