Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mniej groźny. Szare, przesiąkłe deszczem powietrze, dostrajało się harmonijnie do jego tonu. Koszary załogi, wykwintny domek dowódcy, ogród, pełen drzew brzoskwiniowych i dwa jelenie, nie pasowały do tego tła. Olbrzym powinienby tam trzymać straż, zamiast japońskiego szyldwacha, w czarnym, czy granatowym mundurze, z czerwonemi wyłogami. Z powodu deszczu miał on na sobie szynel, a po co dźwigał tornister, koc i buty, nie mogłem odgadnąć. Tornister był z wołowej skóry, z sierścią na wierzchu, buty związane rzemieniem podeszwą do góry, a ciężką, obozową kołdrę zwiniętą miał w kształcie litery U, na wierzchu tornistra i przylegającą ściśle do pleców. Na miejscu, gdzie zwykle nosi się manierka, miał czarne, skórzane pudełko, kształtu podróżnej szklanki. Może się mylę, a opisuję, co widziałem. Do karabina miał przymocowaną, zamiast bagnetu, porządną szablę, ładunki, o ile mogłem dojrzeć pod płaszczem, miał na sobie w kształcie pasa, przymocowanego podwójnemi rzemieniami. Białe kamasze, bardzo biedne, i czapka, uzupełniały ubranie. Przyglądałem mu się z zajęciem i chętniebym się zbliżył, gdyby nie obawa, jaką budził we mnie ogromny bagnet. Broń była dobrze utrzymana, choć nie bez plamy, ale widok munduru wydarłby klątwę z ust angielskiego pułkownika. Nie przystawał on do żadnej części ciała żołnierza, z wyjątkiem szyi. Zajrzałem wgłąb odwachu. Wachlarze i herbaciana zastawa nie godzą się z naszem pojęciem koszar. A jednak ci mali ludzie, zawsze łagodni, nie upijający się nigdy, trzymali straż na tej