Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

We wszystkich opisach Japonii spotyka się wzmianki o tem, że Japończycy są schludni i że mają zwyczaje wielce dziwaczne. Kąpią się często bez żadnego ubrania i wszyscy razem. W Kobé, w hotelu „Jutera,“ zażądałem kąpieli. Maleńki człowiek sprowadził mnie na dół z werendy, a potem w górę po schodach do pięknych łazienek, pełnych gorącej i zimnej wody, zbudowanych zwykłą, pudełkową robotą. Naturalnie, przy drzwiach nie było zasuwek, tak jak nie bywa ich w jadalniach. Gdybym się znajdował wśród grubych murów europejskiej łaźni, nie zwracałbym na to uwagi, ale właśnie gdym się zabierał do kąpieli, ładna, młoda panienka otworzyła drzwi i oznajmiła, że życzy sobie wziąć kąpiel przy moim boku, w głębokiej, zapuszczonej w posadzkę japońskiej wannie. Kiedy ktoś za cały strój ma tylko swoją niewinność i binokle na nosie, nie może się sunąć, by zamknąć drzwi przed nosem panienki. Zrozumiała jednak, że nie jestem rad, i odeszła, dusząc się od śmiechu, a ja pozostałem, zarumieniony po uszy, dziękując niebu, że wychowałem się w kraju, gdzie niema zwyczaju kąpać się w towarzystwie.
Padało wciąż, bez wytchnienia, a profesor dowiedział się o istnieniu jakiegoś zamku i zapragnął go zwiedzić.
— Zamek Osaka — objaśnił mnie. — Oblegany był przed kilkuset już laty. Jedźmy!
— Widziałem już zamki w Indyach, Raighpur — Jodhpur, różnego rodzaju zamki. Zjedzmy lepiej na śniadanie gotowanego łososia. Dobrego tu dają.