Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przednio dziewczynie birmańskiej w świątyni Shway-Dagonu!
Profesor otwierał oczy ze zdziwieniem, ale nie mówił nic. Pałeczki pochłaniały całą jego uwagę, a obecność dziewcząt odebrała mu resztę przytomności O Toyo, z hebanowym włosem, różanemi licami, podobna do laleczki z delikatnej porcelany, śmiała się ze mnie, który zjadłem wszystek sos musztardowy podany przy rybie i płakałem teraz rzewnemi łzami, dopóki mi nie dała napić się saki ze wspaniałej flaszki, około czterech cali wysokiej. Jeżeli chcecie wiedzieć, co to jest saki, zagrzejcie bardzo lekkiego wina z korzeniami i wypijcie je napół ostudzone. Dostałem ten napój w tak małym kubku, że ośmieliłem się prosić o napełnienie go osiem, czy dziesięć razy z rzędu, co nie wpłynęło bynajmniej na ochłodzenie moich uczuć dla O Toyo.
Po rybie i musztardowym nosie dostaliśmy inną rybę gotowaną z marynowanemi rzodkiewkami, a bardzo ześlizgującą się z pałeczek. Dziewczęta poklękały w półkole i wykrzykiwały radośnie na widok niezgrabności profesora, bo nie ja przewróciłem stół wśród daremnych wysiłków jedzenia z wdziękiem. Po zjedzeniu młodych pędów bambusowych nastąpiła salaterka białej fasoli ze słodkim sosem, bardzo smacznej. Ale popróbójcie z łaski swojej donieść fasolę do ust za pomocą dwóch kościanych drutów, a zobaczycie co się stanie. Kurczęta, ugotowane doskonale z rzepą, miseczka śnieżno-białej ryby bez ości i ryż, zakończyły ucztę. Zapomniałem jednego czy dwóch dań,