Strona:Rudyard Kipling - O człowieku, który chciał być królem.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie odpowiedział, kiedy bił pięściami w bramę swego domu. Zniecierpliwiony oczekiwaniem zawrócił koniem tak, aby on mógł uderzyć w bramę tylnemi kopytami, gdy naraz z latarnią w ręku pojawił się Pir Chan i stanął przy nim trzymając mu strzemię.
— Co się tu dzieje? — spytał Holden.
— Nie moją rzeczą jest odpowiadać na to pytanie, o obrońco ubogich, ale...
To mówiąc, wyciągnął drżącą dłoń, jak przystoi komuś, co, przynosząc dobrą wiadomość, ma prawo spodziewać się nagrody.
Holden pobiegł przez podwórze. Na górze płonęło światło. Koń jego zarżał u bramy, a w tej chwili Holden usłyszał słabe, lecz przenikliwe skomlenie, na którego odgłos coś go chwyciło za gardło. Był to nowy tutaj głos — nie mówił jednakże nic o tem, czy Ameera żyje.
— Kto tu? — krzyknął w ciasnej, ceglanej klatce schodowej.
Odpowiedział mu okrzyk zachwytu Ameery, a potem drżący z dumy i starości głos jej matki:
— jesteśmy tu dwie kobiety i — mężczyzna — twój syn.
Na progu pokoju Holden nastąpił na obnażony sztylet, położony tam dla odwrócenia złych uroków; sztylet pękł u rękojeści pod naciskiem jego niecierpliwej stopy.