Strona:Rudyard Kipling - Nowele (1892).djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zresztą wzmagało mój dla niego szacunek. Listy to były zaprawdę straszne, rozdzierające, kamień poruszyć mogły. Naraz znikły nam z pamięci wady, wybryki szaleńca, a tylko leżały przed nami martwe jego zwłoki, a w ręku drgały nam zapisanego przezeń papieru ćwiartki. Możnaż było te listy wysłać pod wskazanym adresem? Przeszyłyby jak zatruta strzała ojcowskie serce i zabiły matkę, zdmuchując jedyną pozostałą jej pociechę: wiarę w syna.
Major ostatniej doczytał karty i otarł oczy.
— Niepodobna — rzekł — skalać poczciwe angielskie gniazdo. Pisanie to na nic! Co tu począć?
— Powiedzmy, że zmarł na cholerę — radziłem — żeśmy tu właśnie z nim byli. Nie ma czasu przebierać w środkach.
I rozegrała się najkomiczniej ponura scena, w jakiej kiedybądź uczestniczyłem: fabrykowaliśmy fałszywe, a na oczywistości jakoby oparte sprawozdanie z całego wypadku, aby złagodzić cios godzący w nieznaną nam rodzinę naszego towarzysza, a pamięć jego osłonić; układałem pracowicie całe szeregi kłamstw, nadając im pozór prawdopodobieństwa. Major dorzucał tu i owdzie słówko, a tymczasem zapisane przez samobójcę papiery rzucał w ogień. Wieczór zapadał ciężki, pochmurny, upalny. Lampa dogorywała. Udało mi się wreszcie z trudnego wybrnąć zadania. Dokument był gotów i stało, czarno na białem stało, jako to przedwcześnie zgasły towarzysz nasz wzorem był cnót i doskonałości wszelakich, chwałą swej chorągwi, towarzyszy ulubieńcem, jako otwartą i szczytną przed sobą miał karjerę. I czarno na białem stało, jakeśmy go w nagłej pielęgnowali chorobie i jako bez cierpień zgasł na ręku naszem. Sama myśl o tych, co dokument ten czytać mieli, przejmowała mię zimnem do szpiku kości. Musiało jednak być coś dziwacznego w tej pełnej ponurej grozy scenie, gdyż śmiech kurczył mi usta, z przebiegają-