Strona:Rudyard Kipling - Księga dżungli (1931).djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W połowie wzgórza spotkał Bagheerę, na której futrze perliły się lśniące krople rosy.
— Akela się poszkapił — oznajmiła mu pantera. — Już w noc ubiegłą zgładzonoby go ze świata, gdyby nie to, że wraz z nim chciano sprzątnąć i ciebie. Czatowano na ciebie na szczycie wzgórza.
— Przebywałem wśród pól uprawnych. Jestem już gotów! Przypatrz-no się!
I podniósł przyniesioną fajerkę.
— Byczo! Teraz słuchaj, co ci jeszcze powiem. Widywałam, jak ludzie wtykali w to-to suchą gałąź... i nagle na jej końcu rozkwitało Czerwone Kwiecie. Czy ty się nie lękasz?
— Gdzietam! Czegóż miałbym się lękać? Przypominam sobie teraz (a może mi się tylko śniło), że zanim zostałem wilkiem, nieraz spoczywałem koło Czerwonego Kwiatu... Było mi wówczas tak ciepło i przyjemnie!
Cały ów dzień Mowgli przesiedział w jaskini, doglądając fajerki i wrzucając do niej suche gałązki, by nasycić oczy ich widokiem. W końcu znalazł gałąź, która mogła rozgorzeć dostatecznym płomieniem. Gdy zaś wieczorem przyszedł pod jaskinię Tabaqui i szorstkim tonem oznajmił Mowgliemu, że wezwano go na Skałę Narady, chłopak począł śmiać się tak serdecznie, że Tabaqui, nie wiedząc co się święci, zbiegł jak niepyszny.
Ostatecznie jednak Mowgli, acz zanosząc się od śmiechu, przybył na zebranie. Samotny Wilk Akela leżał obok swego głazu, na znak, że miejsce naczel-