Strona:Rudyard Kipling - Kim T2.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jakko była w tym roku pokryta śniegiem na cztery stopy i, ponieważ mały Hindus pojechał się ożenić, pomagał Lurganowi nanizywać na sznurki perły. Lurgan uczył Kima całych rozdziałów Koranu na pamięć, dopóki chłopak nie doszedł do wygłaszania ich z płynnością i akcentem prawdziwego „mułły”. Oprócz tego objaśniał Kimowi nazwy właściwości niektórych miejscowych lekarstw i zaklęcia, które trzeba wygłaszać przy ich zastosowywaniu. Wieczorami zaś wypisywał na pożegnanie czarnoksięsk e znaki, zawi e pentagramy, opatrzone imionami szatanów Murry i Awana, wypisanemi fantastycznie po brzegach. Nadewszystko zaś polecał Kimowi troszczyć się o swoje zdrowie, leczyć napady febry i mieć zawsze przy sobie podręczne lekarstwa. Na tydzień przed końcem świąt pułkownik Creighton (nie pięknie to było z jego strony), przysłał K mowi zadanie egzaminacyjne, złożone z samych linji, kół, kresek i kątów.
W czasie następnych wakacji podróżował Kim znów z Mahbubem i o mało że nie zginął z pragnienia, przeprawiając się na wielbłądzie przez piaski do tajemniczego miasta Bikaneer, gdzie spotykał studnie głębokie na czterysta stóp, usiane dokoła kośćmi wielbłądów. Z punktu widzenia Kima nie była to zajmująca podróż, gdyż Pułkownik wbrew kontraktowi kazał mu zrobić plan tego dzikiego, zamkniętego murami, miasta, a ponieważ nie tosowneby było, aby mahometański koniuch i fajczarz rozkładał do tego przyrządy miernicze w pobliżu stolicy niezawisłego państwa, więc Kim zmuszony był obliczać wszystkie odległości zapomocą różańca. Kompasu używał przy sp sobności, zwłaszcza o zmroku, gdy już nakarmiono wielbłądy. Przy pomocy małej skrzyneczki z sześciu kolorami i trzema pendzelkami, wykonał

—   37   —