Strona:Rudyard Kipling - Kim T2.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tej małej niepojętej bestji, jaką jest nasze Ciało, które przecież nie jest niczem innem, jak Złudzeniem, upierającem się, by zawrzeć w sobie i zniewolić duszę, aż do zupełnego zaciemnienia jej drogi do Wyzwolenia i do niezliczonego rozmnażania złych duchów.
— Hai! Hail Pogadajmy-no trochę o kobiecie z Kulu. Czy sądzisz, że ona nie zażąda od nas znów leków dla swoich wnuków? Gdy byłem jeszcze młody, już bardzo dawno temu, prześladowały mnie te ćmy i inne złudzenia, więc poszedłem do pewnego opata, świętobliwego człeka, szukającego prawdy — chociaż wtedy o tem nic jeszcze nie wiedziałem. Siądź-no i posłuchaj, dziecię mojej duszy. Opowiedziałem mu wszystko. A on mi na to: „Chelo, wiedz tylko tyle: wiele jest kłamstw na świecie i nie mało na nim łgarzy, ale nasze ciała nie mają sobie równych, z wyjątkiem wrażeń odnoszonych przez nasze ciała”. Zastanowiwszy się nad tem, wzmocniłem się na duchu, a on w dowód swej łaski pozwalał mi pić herbatę w swej obecności. Pozwól mi teraz napić się jej również, bo jestem spragniony.
Śmiejąc się do łez, Kim ucałował nogi swego Lamy i zabrał się do robienia herbaty.
— Wspierałeś się, zdaje się, na mojem ciele, mój Świętobliwy, ale ja szukam w tobie oparcia również dla pewnych rzeczy. Czy wiesz jakich?
— Może i coś wiem o nich — odrzekł Lama, mrugając znacząco okiem. — Musimy to zmienić.
Niebawem wśród kłótni, tłoku i hałasu służby, przejętej ważnością sprawy, zjawiła się lektyka starej damy, wysłana z odległości dwudziestu mil. Przewodził całemu orszakowi ten sam siwy Ooryas, stary służący, a gdy doszli w nieładzie do długie-

—   190   —