Strona:Rudyard Kipling - Kim T2.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Zdobyła zasługę większą nad wszystkie inne — rzekł Lama. — Bo wprowadzić człowieka na Drogę Wyzwolenia jest niemal to samo, co znaleźć tę drogę samemu.
— Hm — rzekł zamyślony Kim, rozważając nad tem co zaszło. — Być może, że i ja też zdobyłem tem zasługę... Bądź co bądź, przy końcu nie traktowała mnie jak dziecka. — Dotknął zanadrza, gdzie umieszczony miał pakiet z dokumentami i planami, poprawił drogocenny worek z żywnością w nogach Lamy, oparł rękę na poręczy noszów i zastosował swój krok do powolnego chodu niezadowolonych małżonków.
— Ci także zdobywają sobie zasługę — rzekł Lama po trzech milach drogi.
— Jeszcze więcej, bo zapłatę w srebrze — odrzekł Kim. Kobieta z Shamlegh dała mu pieniądze, on zaś uważał, że stanie się zadość przyzwoitości, jeżeli mężowie jej zabiorą je z powrotem.