Strona:Rudyard Kipling - Kim T2.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



ROZDZIAŁ XV

Dwieście mil na północ od Chini, nad błękitnem jeziorem Ladakh, mieszka Sahib Yankling, człowiek wesołego umysłu, i spogląda teraz zawzięcie za pomocą lunety przez wyrwy między górami, czy nie ujrzy jakiego sygnału od swego ulubionego przewodnika — pewnego górala z Ao-chung. Ale ów zdrajca, posiadający teraz nowy karabin Manlicherowski i dwieście nabojów, strzela gdzieś pewnie piżmowce, żeby je zanieść na targ, a Yankling Sahib dowie się niedługo, jak srogi czeka go zawód.
Przez doliny Bushahr bystrookie orły himalajskie kołując nad jego błękitno-białym nowym parasolem, wypatrzyły pewnego Bengalczyka, niegdyś tłustego i wesołego, a teraz wychudłego i wyniszczonego na słocie. Pożegnał się niedawno z dwoma cudzoziemcami, którzy dziękowali mu przy rozstaniu za wcale zręczne przeprowadzenie ich do podkopu Mashobra, skąd łatwo już trafić do wielkiej i wesołej stolicy Indji. Nie było to jego winą, że wprowadzony w błąd przez mgły, zostawił za sobą stację telegraficzną i europejską kolonję w Katgarh. Nie było też jego winą, tylko bogów, o których umiał rozprawiać tak zajmująco, że wprowadził ich w granice państwa Nahan, którego radża wziął ich za dezerterów z angielskiego wojska, Hurree Babu począł wtedy wystawiać zna-

—   182   —