Strona:Rudyard Kipling - Kim T2.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— On chce natychmiast, za pieniądze.
Lama schylił powoli głowę i zaczął zwijać Koło Życia. Rosjanin zaś widział przed sobą niemytego starca, zwijającego zabrudzony kawałek papieru. Wyjął garść rupij i chwycił półżartem za kartę, która rozdarła się w ręku Lamy. Głuchy szmer przerażenia rozległ się pośród kulisów, pomiędzy którymi byli niektórzy prawowitymi Buddystami. Lama zerwał się na widok tej zniewagi i chwycił za ciężki, żelazny piórnik, który jest bronią w ręku kapłanów — a Babu zaczął się trząść z przerażenia.
— Teraz widzicie... teraz dopiero widzicie, dlaczego chciałem mieć przy sobie świadków. To są ludzie pozbawieni wszelkich skrupułów. O panie, panie! Nie waż się pan znieważać tego świętobliwego człowieka — rzekł, zwracając się do cudzoziemca..
— Chelo, on zbezcześcił Obraz Życia!
Tymczasem, zanim Kim zdołał mu przeszkodzić, Rosjanin uderzył już starca w twarz.
Ale w tejże chwili pochwycił go Kim za gardło i zaczął toczyć się z nim po pochyłości góry.
Cios zadany Lamie obudził nieznanego djabła, drzemiącego w irlandzkiej krwi Kima, a nagły upadek wroga dopełnił reszty. Lama padł na kolana, napół ogłuszony od uderzenia. Kulisowie chwyciwszy za swe ładunki, puścili się pod górę tak szybko, jak mieszkańcy nizin potrafią biec po równinie. Byli oni świadkami niesłychanego świętokradztwa i uciekali, zanim bogowie i demony gór nie zaczną się mścić. Francuz chwyciwszy za rewolwer, podskoczył ku Lamie, chcąc mieć w nim zakładnika za swego towarzysza, lecz grad kamieni (górale rzucają celnie) zmusił go do ucieczki, zaś jeden z kulisów porwał Lamę z sobą

—   145   —