Strona:Rudyard Kipling - Kim T1.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Na wiele się to zdało, — wtrącił sucho „sepoj“ (żołnierz), a podróżni zaczęli się śmiać, szyderczo spoglądając na lichwiarza.
— Oczyszczony... i wraca potem do bogów, — powtórzył zamyślony Lama. — Aby wrócić znów do życia pod inną postacią, ciągle przykuty do Błędnego koła Wszechrzeczy. — Pokręcił niechętnie głową. — Ale być może, że w tem jest jakaś pomyłka. Któż stworzył Ganges na początku?
— Bogowie. Jakiegoż ty jesteś wyznania? — zapytał go zdziwiony lichwiarz.
— Wyznaję Prawo — Najdoskonalsze Prawo. Więc bogowie, powiadasz, stworzyli Ganges. Jacy to byli bogowie? — Wszyscy patrzyli nań z podziwem. Było to poprostu nie do uwierzenia, żeby ktoś mógł do tego stopnia nie wiedzieć nic o Gangesie.
— Któż jest twoim bogiem? — zapytał wkońcu lichwiarz.
— Słuchaj! — rzekł Lama, przekładając różaniec do ręki. — Słuchaj, gdyż będę teraz mówić o Nim! Słuchaj, o narodzie hinduski!
Zaczął opowiadać w narzeczu urdyjskiem o Buddzie, lecz porwany własnemi myślami przeszedł w narzecze tybetańskie i przewlekłe teksty z chińskich ksiąg o życiu Buddy. Pobożny, wyrozumiały lud słuchał go z uszanowaniem. Całe Indje pełne są świątobliwych ludzi, wykładających słowo Boże w obcych językach, wstrząsanych i trawionych ogniem gorliwości religijnej, marzycieli, gadułów, wizjonerów. Działo się tak od początku i trwać będzie do końca.
— Um! — rzekł żołnierz z pułku loodhiańskich Sikhów.
— Był tam koło nas, w Pirzai Kotal pułk mahometański, który miał swego kapłana. — Był on, o ile pamiętam, „naikiem“, który, gdy go duch nawie-