Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rewach, w zawody przeciwko dorszom wędrującym na własnem swem morzu. Obecność natrętnych a wścibskich szonerów na widnokręgu poczytywał za komplement dla swych zdolności. Jednakże, skoro go tym komplementem już obdarzono, pragnął dać drapaka i osiąść na kotwicy gdzieś zdała od ludzi, póki nie nadejdzie pora, gdy będzie mógł wrócić i uprawiać połów na ulicach zgiełkliwego miasta nad wodami. To też Disko Troop rozmyślał o pogodzie dni ostatnich, o burzach, prądach, dostawach żywności i innych zarządzeniach gospodarczych — zawsze z punktu widzenia dwudziestofuntowego sztokfisza; w takich razach sam bodaj że na godzinę stawał się dorszem i nawet stawał się uderzająco podobny do tej ryby.
Naraz wyjął fajkę z zębów.
— Tatulu, — ozwał się Dan, — jużeśmy ukończyli sprzątanie. Czy moglibyśmy trochę przejechać się po morzu? Dziś dobra pogoda na połów.
— Tylko nie w tym wiśniowym przyodziewku ani w tych bronzowych przypalanych bucikach. Dajże mu jakiesik bardziej odpowiednie ubranie.
— Tata zadowolony... dlatego nam się udało — rzekł Dan z radością, wciągając Harveya do kajuty, gdy Troop zrzucał jakiś klucz ze schodów. — Tata chowa moje zapasowe ubranie, gdzie tylko go dopadnie, bo mówi o mnie, żem niedbały.
Pogmerał w komodzie i w ciągu niespełna trzech minut Harvey był już przystrojony w długie nieprze-