Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

a pływamy razem po morzach już sześć lat... może i więcej. Co do tego nie wolno ci się mylić! Powiedziałem ci, że tato nie pozwala mi się zaklinać... nazywa to traceniem słów po próżnicy i okłada mnie za to kułakami... ale jak mógłbym powiedzieć, coś ty gadał o swoim ojcu i jego majątku tak samo mógłbym ci powiedzieć i o twoich dolarach. Nie wiem wcale, co tam znajdowało się w twoich kieszeniach, kiej suszyłem twój przyodziewek, bo do kieszeni nie zazierałem; ale mogę powiedzieć (używając tego samego zaklęcia, co ty przed chwilą), że ani ja ani tato (bo prócz nas dwóch nikt nie stykał się z tobą, odkąd wyciągnięto cię na statek) nie widzieliśmy nawet na oczy tych twoich pieniędzy. Tyle ino mam ci do powiedzenia! No i cóż ty na to?
Widocznie upływ krwi podziałał otrzeźwiająco na mózg Harveya, może przyczyniło się do tego i morskie osamotnienie — dość że chłopak nagle jakby przewidział po długiej ślepocie.
— Masz zupełną rację — odrzekł, spuszczając oczy w zmieszaniu. — Zdaje mi się, że jak na człowieka dopiero co uratowanego od zatonięcia nie okazałem się nazbyt wdzięczny!...
— Ee, co tam! byłeś silnie wstrząśnięty i nie pomyślałeś, co mówisz — rzekł Dan. — Zresztą oprócz mnie i ojca nikt nie widział tej całej awantury przed chwilą. Kucharza można nie brać w rachubę.
— Powinienem był się domyślić, że pieniądze zginęły tym sposobem! — mówił Harvey jakby sam do siebie —