Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kuszcze laurowe aż do latarni morskiej; tam ułożyli się na wielkich czerwonych głazach granitowych i śmiali się do rozpuku... Oto Harvey pokazał był Danowi jakiś telegram — i obaj dali sobie słowo, że będą milczeli, dopóki pocisk nie wybuchnie.
— Rodzina Harveya? — ozwał się po wieczerzy Dan, nie okazując na twarzy żadnego zakłopotania. — No, wydaje mi się, że oni ta niebardzo się przejmują tem wszystkiem, inaczej mielibyśmy już od nich jakąkolwiek wiadomość. Jego ojciec ma coś jakby sklep na Dalekim Zachodzie. Może dostaniesz od niego, tatku, jakie pięć dolarów.
— Co ci mówiłem! — wtrącił się Salters. — Nie pleć, co ci ślina na język przyniesie!