Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tu wysunął przednią łapę, oblepioną czarną, zastygłą krwią. Krwawe, głębokie ukąszenia okrywały jego boki, jego szyja była zbroczona i poszarpana na strzępy.
„Jedz“, rzekł Akela, wstając od mięsa, które mu przyniósł Mowgli; odludek rzucił się na nie żarłocznie.
„Nie pożałujecie tego“, szepnął pokornie, przytępiwszy nieco ostrze swego głodu. „Wróć mi nieco siły, Wolny Ludu, a pójdę zabijać wraz z tobą! Próżne dziś moje legowisko, a było przecież pełne, gdy księżyc stał na nowiu i — pomsta za krew rozlaną nie dokonana“.
Phao usłyszał, jak kły przybysza zazgrzytały potężnie na kości udowej i zawarczał życzliwie.
„Przydadzą się nam takie szczęki“, zawołał. „Czy dole wyruszyły ze szczeniętami?“
„Nie, nie. Sami rudzi myśliwi: wielkie psy w gromadach, rosłe i olbrzymie.
To oznaczało, że dole, rude dzikie psy z Dekanu, ruszyły na bój, a wilki wiedziały dobrze o tem, że nawet tygrys ustępuje dolom świeżej zdobyczy. Szeregi ich, gdy runą tłumnie środkiem Dżungli, rozszarpują wszystko na drobne kawały i nic się im nie ostoi. Wzrost ich wprawdzie nie duży, przebiegłość mniejsza niż u wilków, ale są o wiele silniejsze i nader liczne. Dole np. nie nazwą się gromadą, póki się nie zbierze sto psów potężnych i zaciekłych, a czterdzieści wilków tworzy już bardzo przyzwoitą gromadę. Mowgli w swoich wędrówkach zapędzał się niejednokrotnie aż na trawiaste puszcze wyżyny Dekanu, i widział nieraz jak dole spały, walczyły ze sobą, lub igrały obok małych nor, służących im za legowisko. Jednak pogardzał niemi i nienawidził je, bo niewydawały z siebie woni takiej jak Wolny Lud, bo nie mieszkały w jaskiniach i — co najgłówniejsza — miały sierć między palcami nóg, a on i jego towarzysze mieli nogi zupełnie gładkie. Ale wiedział dobrze, bo i Hathi mu o tem wspominał, jaką klęską dla kraju jest banda dolów,