Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nie był to wilk z gromady, bo cała gromada siedziała pod skałą. Głos zmienił się w długie, rozpaczliwe ujadanie; i „Dole!“ zagrzmiało, „Dole! Dole! Dole!“ Po kilku chwilach usłyszeli wszyscy chwiejne, znużone stąpania na skale i chudy, krwią ociekający wilk, z krwawemi pręgami na grzbiecie, ze zdruzgotaną prawą łapą, z zapienionym karkiem, runął w środek koła i, ciężko dysząc, przypadł do nóg Mowgli’ego.
„Szczęśliwych łowów? Z pod czyjego dowództwa?“ spytał Phao poważnie.
„Szczęśliwych łowów! Jestem Won-tolla“, zabrzmiała odpowiedź. Dawał w ten sposób do zrozumienia, że był wilkiem-odludkiem, że żył w oddzielnej jaskini wraz z samicą i szczeniętami i polował samotnie. Won-tolla oznacza odludka, — takiego, który żyje zdala od gromady. Skoro zaczerpnął oddechu, ujrzeli wszyscy, jak mu serce w piersiach młotem biło, jak się chwiał na nogach z nadmiernego zmęczenia.
„Kto nadciąga?“ spytał Phao — tak bowiem pyta się zawsze cała Dżungla, usłyszawszy złowieszczy Pheeal.
„Dole, dole z Dekanu — Rudy Pies, Morderca! Ciągną od południa ku północy, wołają wielkim głosem, że Dekan opustoszał i mordują wszystko na drodze. Gdy miesiąc ten był na nowiu, czworo ich jeszcze miałem — samicę i troje szczeniąt. Samica na łąkach uczyła młode zabijać, kryć się w zasadzce, by upolować kozła, jak to czynimy my wszyscy, na równinach żyjący. O północy słyszałem jeszcze ich głośne igraszki na tropach. O świcie znalazłem ich trupy na równinie — czworo, Wolny Ludu, czworo leżało zabitych, gdy miesiąc był na nowiu! I zacząłem dochodzić mego Prawa Krwi i napotkałem dole.
„Dużo ich było?“ spytał Mowgli; gromada zaczęła warczeć z wściekłością.
„Nie wiem. Trzech z nich już zabijać nie będzie, lecz w końcu poszczuli mnie, jak bawołu; a ja uciekałem na trzech nogach. Patrz, Wolny Ludu!“