Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To nie prawda, ja przecież znam dobrze gospodarza! Panie Margules! Panie Margules! Kelner, kelner! A do milionkroćstotysięcy piorunów z takim porządkiem w hotelu! Kelllnerrr!
— Nie, to jakiś warjat! — huczał dalej jegomość z wąsami, obracając się do szanownego, jakkolwiek niewidzialnego dla mnie towarzystwa swojego. — Mów part natychmiast, zkąd się pan tu wziąłeś?
— Zkąd ja się wziąłem? Przecież przyjechałem wczoraj koleją żelazną, i stanąłem tutaj, w hotelu pod Zielonym Tulipanem!
— Eee, mój panie, pan byś chciał wykręcić się tak: mir nichts, dir nichts! To nie uchodzi! Tu nie ma, żadnego hotelu, ani tulipana, ani narcyza, to jest ulica Bolesława Chrobrego, numer 6, rozumiesz pan?
— Przepraszam pana, ale ja nie mogę nic rozumieć, bo nie mam okularów i nic nie widzę...
— On nic nie widzi! Patrzcie, jaki mądry! Ma oczy, jak każdy człowiek, i nic nie widzi! O, to jakiś dobry ptaszek!
Tłumacz-że tutaj człowiekowi z takiemi wąsami i z takim pałaszem, teorję myopji, i objaśniaj mu, że można mieć oczy, jak on, i nic nie widzieć 1 Usiłowałem jednakowoż uczynić to, i zrobiłem podobnoś maleńki wyłom w niepojętności mojego przeciwnika, bo obrócił się na pokój i kazał wszystkim ustąpić. Usłyszałem tupanie mnóstwa bosych nóg i zamykanie kilku drzwi, i widziałem, że znikły z pokoju wszystkie świece, z wyjątkiem jednej, którą postawiono zapewne na jakim ś meblu, ale daleko odemnie. Dzięki tej zmianie, nie widziałem już nawet i wąsów mojego jegomości, i tylko jakiś ogromny czarny cień był między mną, a świecą.