Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chłąń Scylli za złotym puharem, że borykam się zwycięzko z jakiemiś strasznemi, kosmatemi potworami morskiemi, i wypływam na brzeg, gdzie królewna się do mnie uśmiecha i nastawia mi buziaka. Ja ją całuję, aż tu król z całym dworem wpada w gniew okropny, wszyscy podnoszą ca mnie broń i z krzykiem ogromnym rzucają się na mnie, porywają mię za barki trzęsą mną jak gruszą. W tej chwili przebudziłem się, i w istocie byłem okropnie trzęsiony, kilka świec błyszczało w pokoju i ujrzałem tuż nad sobą jakiegoś jegomości kolosalnego wzrostu, z ogromnemi czarnemi wąsami, który jedną ręką trząsł mię a w drugiej wywijał dobytym pałaszem. Oprócz niego słyszałem jeszcze całe mnóstwo osób w pokoju, ale ich nie widziałem, bo niestety, nie miałem okularów.
Ma się rozumieć, że przebudzony w ten sposób, podniosłem się z poduszki, usiadłem na łóżku, i krzyknąłem:
— A to co za napad? Ja zawołam policję! Hej! kelner, kelner!
— No, no, mój panie — krzyknął wąsaty jegomość — tu nie ma żartów, ja tobie tu zaraz zrobię den Guraus, i nauczę cię, jak masz włazić do cudzych pomieszkań!
— Kelner! kelner! — wrzeszczałem, com miał siły, ale im mocniej krzyczałem, tem głośniej dochodziło do moich uszu chichotanie się osób, zapełniających widocznie mój pokój, chociaż — bez okularów — nie widziałem wcale, gdzie są, jakiego wzrostu, jakiej płci, i w jakim stroju, zupełnie jak z owym młodym jezuitą...
— Tu nie ma żadnego kelnera zum Teufel, noch a’mal — huknął basem napastnik — tutaj ja jestem der Herr im Haus, rozumiesz pan?