Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ziemskie, ten rad przyznaje się do szlachectwa, a gdy mu brak prawdziwych antenatów, więc fantazja artysty-malarza wysilać się musi na malowanie urojonych starostów, cześników, stolników i kasztelanów, których konterfekty zdobią następnie salon Imci pana Dorobkiewicza. Natomiast zdarza się, że potomkowie prawdziwie dawnych i świetnych rodów lekceważą, pamiątki rodzinne, że prochy hetmanów walają się wyrzucone z rozwalonych kaplic, a portrety prymasów znaleźć można na tandecie żydowskiej. Nasz Lwów z pewnością nie jest dorobkiewiczem, o jakim mówiłem. Zwracam uwagę szanownej publiczności, że nie ma w tej sali ani jednego „lanszaftu“, mającego związek z historją miasta. Jedyna to może sala radna większego miasta w ucywilizowanym świecie, pozbawiona tej ozdoby.
Podobni więc jesteśmy raczej do magnata, niedbąjącego o pomniki przeszłości, i to do magnata, jak to mówią „całą gębą“ — bo przecież i początek Lwowa gubi się w pomroce przeszłości, jak początek Wiśniowieckich, Sanguszków, albo Tarnowskich. Nikt nie wie, zkąd. się wziął pierwszy Korybut, i nikt nie wie, czy Lwów był kiedy wsią — tamten występuje na widownię odrazu jako książę, ten zaś jako stolica.
Pięknie to być takim familjantem, któremu nikt zarzucić nie może, że dopiero pod taką a taką datą, „Numero so und so viel“, wyekspedjowano z kancelarji nadwornej pism o, pozwalające mu używać pewnego tytułu i przedimka „von“ — ale piękniej jeszcze pamiętać o tem, że i dzieci