Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go, ażeby miały czem zabawie dzieci, i wybiegłem do oficyn.
Stefan, uzbrojony w siekierę, sprowadził w mig gałąź sośniny, ale tu poczęły nasuwać nam się trudności, których przezwyciężenie kosztowało nas niemało kłopotu i łamania głowy. Najpierw gałąź była za wielka, i brakło odpowiednej doniczki. Bez ceremonii skonfiskowałem pani Krzywickiej jeden z jej „szaflików“, ale jak tu umieszczać „Boże drzewko“, w takiem naczyniu z ogromnemi drewnianemi uszkami? Stefan przyniósł piłkę, i zabrawszy się razem do pracy, odpiłowaliśmy owe niekształtne naroście. Trwało to także dość długo, nim Sobek z pod kilku stóp śniegu nakopał tyle ziemi, ile potrzeba było do wypełnienia zaimprowizowanej doniczki. Następnie potrzeba było niejakiego parlamentowania z panią Krzywicką, która od czasu do — czasu z wyrazem niemej rozpaczy spoglądała na ruinę, nowiuteńkiego szaflika — ażeby wydała dwa stoczki, znajdujące się w jej inwentarzu. Stoczki te, jeden biały, a drugi czerwony, pokrajaliśmy na małe świeczki, i odpowiedziały one wybornie swojemu zadaniu.
Teraz dopiero należało pomyśleć o esencjonalniejszem przyozdobieniu drzewka. Lalka była dobrą dla Delci, ale co dać Bolciowi? Przyroda, która nas obdarzyła pomysłowością i zdolnością robienia wynalazków, nie opuściła mię i w tym wypadku. Miałem parę miniaturowych krócic, oprawnych w kość słoniową i srebro, równie ładnych jak do niczego nie przydatnych. Oo więcej, kolporter, który nawidzał mię zawsze, ile razy zaje-