Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ile to czasu potrzeba, nim stary kawaler domyśli się, o co dzieciom chodzi!
Na szczęście, domyśliłem się tego jeszcze dość wcześnie, i jak to zwykle bywa, nie tylko ten jeden genjalny pomysł wpadł mi piorunem do głowy, ale wpadł ich cały pęk, rozjaśniając błyskotliwym fajerwerkiem najciemniejsze zakątki mojej mózgownicy.
Boże drzewko! I to miałoby nam wszystkim być przeszkodą do zupełnego szczęścia? Wszak miałem sosnę w moich lasach! I — o dziwo! wszak.... rzecz nie do uwierzenia, a jednak prawdziwa — wszak byłem w lecie we Lwowie, na takzwanym „festynie ludowym“, gdzie zmuszony byłem kupić za 50 złr. losów loterji fantowej i wygrałem — lalkę! A jaka to była lalka! Mało co mniejsza od Delci, za pociśnięciem zaś rozmaitych sprężyn wymawiała na przemian: mama! i papu! (NB. czy nie jest to szczególnem, iż dzieci, gdy są, głodne, wołają: „papa!“ a nie „mamo?“ Widocznie natura sama nas przeznaczyła na karmicieli młodego pokolenia, nie zaś kobiety). Lalkę tę, którą wzgardziły dorosłe córki Klimci, w napadzie spleenu schowałem pod zarzutkę i zaniosłem do domu, obecnie zaś znajdowała się ona w kufrze podróżnym, na strychu. Był to zbieg okoliczności, nieoceniony w danych warunkach. Postanowiłem działać, nie tracąc czasu. Przeprosiłem damy, że opuszczę je na kwadrans dla załatwienia różnych szczegółów gospodarstwa, przyniosłem im kilka roczników Kłosów i Tygodnika ilustrowane-