Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

polnem gospodarstwem w moich dobrach. Niezmiernie to długa, kudłata, grzywiasta i ogoniasta szkapa, która zaprzężona do sanek, umie tylko skręcać łeb na bok i nic nie ciągnąć, ale pod wierzchem, ma mieć swoje specjalne cnoty.
— I cóż, gdybym ci dał „kozaka“, czy potrafiłbyś dać znać pp. Radosławskim w Krypówce, że panie są tutaj, i że przyjadą dopiero jutro rano?
Bartek, zamiast bezpośredniej odpowiedzi, jął rozszerzać się nad tem, jak to Rusina po dwóch kieliszkach wódki porywa jakiś „tuman“, wodzący go w kółku naokoło jego własnego obejścia, a jak natomiast on, będąc podoficerem w ułanach pruskich, i wyjechawszy z patrolem po za Loarę, w obcym sobie kraju, i wśród podobnej zawiei, jak dzisiejsza, pogubił wprawdzie po drodze swoich podwładnych, ale sam z raportem wrócił w nocy o cztery mile do komendy. Całą sztuką, jego zdaniem, jest to, ażeby pamiętać, w które ucho wiatr ci wieje, gdy jedziesz tam, a w które powinien wiać, gdy wracasz. Nie mogłem wprawdzie zagłuszyć w sobie głosu sumienia, który mi mówił, że nad Loarą wiatr może wieje podług pewnych cywilizowanych reguł, horyzontalnie, ale tu na Podolu dmucha z dołu do góry, z góry na dół, na prawo i na lewo, jak mu się podoba i że nie trudno zginąć w polu w takich warunkach — pomimo to wszakże fantazja Bartka była mi wcale na rękę, i — wyobraź sobie! zaryzykowałem jego życie, i życie „kozaka“, byleśmy ja, i goście moi, i pp. Radosławscy, nie potrzebowali przepędzać — nocy niespokojnej!....