Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

, i wielmożne państwo sprowadził pod dach gościnny, to byłoby grzechem narażać miłosierdzie Jego na dalszą próbę. Onegdaj dopiero ekonom z Oleksówki, wracając do domu z jarmarku, wraz z żoną, zaskoczony burzą, zbłądził i oboje zamarzli na śmierć w jakimś jarze. Wśród tego, szeroko rozprowadzonego wywodu, kochany mój wicher podolski, jak gdyby chciał poprzeć słowa Mykity, zaparł się widocznie gdzieś stopami o Ural czy o Kaukaz, rozmachał się na piękne i — zerwał nowiuteńki dach z nowej mojej owczarni, w której, na szczęście, jeszcze nie było owiec, zamierzam bowiem dopiero teraz uzupełnić mój inwentarz w tym kierunku. Trzask i huk, połączony z tym ploit szanownego Boreasza, sprawił niemałe zamieszanie, bieganie, dopytywanie się, i konstatowanie, co się stało? Wśród tego wszystkiego Mykita wyłuszczał dalej, że nie ruszy się z miejsca, a mój Bartek stał koło niego, kiwał głową, i uśmiechał się znacząco z pod swoich ogromnych jasnych wąsów, świątecznie wysztywnionych.
— Ta, proszę wielmożnego państwa — odezwał się nareszcie — Rusin, to o pięć kroków nie trafi do własnej chaty, kiedy go tuczą zawieje. Kinderśpil!
— Milczałbyś, ofuknąłem go, wszak widzisz, że nie ma sposobu wyjechać z podwórza! — Toć saniami i z paniami, nie ma sposobu; ale posłańcowi dojechać do Krypówki, nie wielka sztuka. Gdyby mi wielmożny pan pozwolił „kozaka“... „Kozak“ jest to konik rasy stepowej, na — którym p. Fleker, (mój plenipotent,) czuwał nad