Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dla mnie zawsze do największych, festynów, jakie sobie wyprawić mogłem. Na nieszczęście, gościnność ich była tak po staropolska wylaną i serdeczną, a stosunki majątkowe tak dalekiemi od świetnego stanu, że sumienie nie pozwalało odwidzać ich częściej, jak raz na dwa tygodnie — szlachcic byłby się bowiem zrujnował do szczętu, byle dogodzić gościom. Państwo Radosławscy mieli dwie córki, z których jedna była zamężną za jakimś urzędnikiem we Lwowie, druga zaś, panna jeszcze, baw iła przy siostrze.
W połowie grudnia pozwoliłem sobie znowu raz zaglądnąć do Krypówki, a to uciekając przed złym humorem, w jaki mię wprawił list Klimci, w którym znajdowały się obok zaproszenia na święta, wcale nie dwuznaczne aluzje do owych swatów z jej córką. Zastałem pp. Radosławskich w usposobieniu, jak niebo od ziemi rożnem od mojego — otrzymali byli bowiem właśnie list ze Lwowa, zapowiadający im przybycie córek i wnuków na Boże Narodzenie. Radość staruszków cieszyła mię serdecznie, ale jakiś szczególny contre-coup psychiczny sprawił, że im więcej życzyłem im ich szczęścia, tem bardziej byłem zły na siebie, ale to tak zły, że byłbym się utopił w łyżce wody, albo wyrządził sobie jaką inną przykrość jeszcze gorszą, i byłbym przytem czuł takie zadowolenie, Jakiego doznajemy, gdy wielki jaki i zatwardziały winowajca dozna zasłużonej kary. Na ten żar samodręczycielski, jeżeli nie samobójczy, który wrzał w mojej duszy, polało się jakby olejem skalnym zapytanie p. Radosławskiej, czy mam już jakie