Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kiem pomaga doskonale. Nie widzieliśmy nic, a śmierć ustąpiła. Żyjemy. Franz będzie żył.
Anetka położyła dłoń na dłoni zgorzkniałego.
— Franz żył będzie, a w nim pamięć o panu.
Usunął rękę.
— Nadejdzie zapomnienie! — powiedział. — Gdy się opóźnia, wychodzimy naprzeciw. Ale Franz nie jest złośliwy. On nie ruszy się z miejsca nawet.
Anetka chciała protestować, a Herman powiedział:
— Wiem o tem.
Spostrzegła, że chociaż wie, nie wierzy w to, i z łatwością udowodniła, że jest wprost przeciwnie. Przyjął to z ironją, ale miłe mu były argumenty tej kobiety. Bystrość walczyła z potrzebą złudzenia. Ustąpić złudzeniu (jak wiedział) było klęską. Ale chciał być pokonany. Czemużby zresztą zabójcza prawda miała być prawdziwszą od nadziei?
Zgodził się tedy, mówiąc:
— Serce jego... być może... nie zapomni... przynajmniej nie zaraz. Potrwa to czas pewien. Któż atoli będzie kierował onem sercem, nawykłem do kierownictwa? Samo cierpienie wywołane stratą, wzmoże bezład. Ból uczy jednych, innych zaś wiedzie na bezdroża. Czasem pozwalają się przygnębić bez oporu, często zaś chwytają pierwszą z brzega dywersję, by umknąć. Boję się o niego. Któżby go kochał i mógł pomagać? Anetko, nie opuszczaj go pani! On pani ufa. Prowadź go, bądź pobłażliwą. Napotka pani niespodzianki. Dużo rzeczy oburzy panią. Tak się dzieje z każdym mężczyzną.
— Tak jest też i ze mną, biedny przyjacielu! — powiedziała Anetka. — Dużoby trzeba, by oburzyć kobietę, to znaczy kobietę szczerą, która, jak ja, zna życie.
Spojrzał na nią sceptycznie.

210