Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

to w błąd wprowadzało. Ile razy chciałem go skarcić, na widok tych oczu uczciwych, smutnych, a zdziwionych, zadawać sobie musiałem pytanie, czy to nie ja właśnie zboczyłem z drogi. On jest albo zboczeniem natury, albo naturą istotną, nie znającą naszych etycznych dogmatów. Ponieważ atoli, tak, czy owak, dogmaty te rządzą światem, przez nasz rozum wytworzonym i żyć w nim musimy. Franz musi się im poddać, jeśli ich nie uznaje. Nie uzna ich nigdy. Próbowałem mu to wyjaśnić i dałem pokój. Chcąc mi się przypodobać, udał, że rozumie, a całym wynikiem było to tylko, że zatracił szczerość. Kocham go bardziej, gdy błądzi, niż kiedy udaje. Jest czystszy... Nie potrzeba apelować zresztą do jego rozsądku, serce nakłoni się bowiem do każdej najsroższej nawet dyscypliny, byle ją dyktowała miłość!... Jest to oparcie słabe, ale gdy go zbraknie, wszystko znika nagle i fala ponosi taką istotę... Cóż się z nim stanie, gdy mnie nie będzie? Trzebaby go przyuczyć obchodzić się beze mnie...
Urwał, zapatrzony w niebo tak ciemno szafirowe, jakby było minerałem, a nasilenie tego świata dorównywało intensywnością myśli jego. Po chwili ciągnął dalej z uśmiechem gorzkim, ale tym samym tonem pewnym, chłodnym i równym, jakby mówił do siebie (ani razu nie spojrzał na Anetkę, wydawało się nawet, że zapomniał o jej obecności).
— Wiem dobrze, przyuczy się tego. Obejdzie się beze mnie... Sądzimy, żeśmy potrzebni... Niema istoty, bez którejby nie można się obejść. Utraciwszy mnie, będzie sądził, że stracił wszystko. Ale to, co stracone, nie istnieje, my zaś istniejemy. Nie można jednocześnie być i nie być, przeto wybór następuje rychło. Żywy rozluźnia krępujące go więzy śmierci, a jeżeli są zbyt silne, niewinne zresztą, mimowolne cięcie scyzory-

209