Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiedliwości. Miałem dość czasu na dumania o kłamstwach społecznych, których najlepszym psem-stróżem jest i zawsze była kasta intelektualistów (wbrew temu co mówią i czego się po niej spodziewamy). Niektórzy z nich pozornie nie szanują niczego, oczywiście, w zakresie swej sztuki, ale i oni, poza płotem własnego ogródka czapkują też władającej głupocie. Ja uwziąłem się, by nie uznawać tego, a nawet mam właśnie zamiar rzucić się na kilka z tych świętych bałwanów, którzy autorytetem swym przypieczętowują niedolę tysięcy nędzarzy. Czuję, że zacznie szczekać na mnie Cerber trzema paszczami obłudnemi, to jest moralnością, patrjotyzmem i religją. Opowiem to pani później. Pobity zostanę, oczywiście, ale biję się i tak, z wnętrznej uciechy, z potrzeby trudu i dlatego, że tak trzeba... Zrozumiesz pani teraz, czemu słowa twoje, onego wieczora wypowiedziane, były mi wieścią dobrą, a niespodziewaną. Te słowa są moje! Te usta są moje!
Anetka nie broniła mu ust, on zaś ujął serdecznie w silne dłonie jej głowę.
— Rivière, rzeko! Potrzebuję cię! Nie myślałem, że cię znajdę, ale znalazłszy, nie puszczę już!
— Trzymaj mnie pan dobrze! Boję się wymknąć.
— Wiem czem cię związać. Daję ci swoje twarde życie, swych wrogów i niebezpieczeństwa.
— Tak, znasz mnie pan... ale wziąć z tego nie mogę nic. Jest to własnością Noemi.
— Cóżby z tem poczęła? Nie chce nawet myśleć o tych rzeczach. Wykluczyła ze swego życia prawdę i pracę.
Anetka spojrzała na Filipa, a on rzekł, wyczytawszy pytanie, które powstrzymywała:

281