Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pytasz pani, widzę, czemu w takim razie poślubiłem ją? Ach! Kobieta ta kłamie, przepojona jest nawskroś kłamstwem od włosów do końca paznokci. A najdziwniejszem jest to właśnie, że ją dlatego wziąłem... Kocham ją za to niemal... Kłamstwo tak doskonałe to sztuka... to istny teatr (wszakże teatr i sztuka wogóle to kłamstwa, a ile razy zjawi się artysta oryginalny, nastaje popłoch i współtowarzysze odmawiają mu artyzmu, twierdząc że podkopuje zawód). Jeśli świat jest kłamstwem, niechże będzie przynajmniej kłamstwem zabawnem. Żądam dla siebie i społeczeństwa kłamstwa ładnego. Nie dam się zwieść, widzę, wiem też doskonale, że wdzięk Noemi jest sztuczny, podobnie jak jej uczucia. Ale robi to dobrze, pochlebia mi tem, rozkoszuję się też nią wieczór, wracając z mej jatki nadpsutego mięsa. Jakże się umie śmiać! Włażę w tę kąpiel śmiechu i kłamstwa. To rzecz bez znaczenia. Gdyby nie kłamała, nie miałaby nic, a nic do powiedzenia.
— Okrutny pan jesteś. Ona pana kocha.
— Oczywiście. I ja ją kocham.
— Cóż więc panu po mnie?
— Kocham ją na jej sposób.
— To dużo.
— Dla niej może, dla mnie nie.
— Czyż mogłabym dać panu to, co daje ona?
— Pani nie jesteś grą.
— Radabym nią być. Życie jest grą.
— Tak, ale pani wierzy w nie. Jesteś graczem na serjo.
— Jak i pan.
— Bo tak chcę.
— Któż panu powiedział, że ja tego nie chcę?

282