Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




Anetka przesadzała umyślnie. Nie wszystko było rozkoszą w życiu tego rodzaju. Często dusiły ja mury, w których żyła. Była ona zakonnicą, której nie starczyło jednego klasztoru i jednego Boga. Klasztorem było mieszkanko na piątem piętrze, a bóstwem dziecko. Było to bardzo ciasne i niezmierzone zarazem. Nie mogła się w tem zmieścić i otwierała przestworza marzeń. Tu jej starczyło przestrzeni. Codzienne życie purytańskie i marne, brało odwet w wyobraźni. Tutaj czar wiekuisty płynął bez przeszkód, w ciszy zupełnej.
Jakże atoli zapewnić sobie wstęp stały do tej pustelni duszy. Życie wnętrzne nie jest utkane ze słów, a chcąc je zrozumieć, zrozumieć siebie samych, musimy używać słów. Jest to ciężka, lepka glina, co schnie w palcach. Anetka utrwalała i tłumaczyła sobie marzenia cichemi słowy. Ale nie były to odtwarzania wierne, jeno niedołężne transmutacje, podstawione pod coś, do czego nie miały podobieństwa. Nie mogąc uchwycić marzeń, umysł stwarza sobie baśnie, któremi łudzi się odnośnie do wielkiej feerji wnętrznego dramatu...
Jest to coś, jak niezmierzona płynna równia, roztocz morska, niesiężna, bez brzegów, złożona z wody, ognia i mgieł. Wszystkie pierwiastki zmieszane tu jeszcze, prądy sprzeczne płyną w różnych kierunkach,

187