Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ale nie mogła. Jakby to posłyszała, Sylwja obróciła się, przystąpiła do jej łóżka, spojrzała i pochyliła się, by lepiej widzieć. Nie wyglądała zgoła jak Sylwja prawdziwa, nie była do niej podobna, a jednak była Sylwją i śmiała się, złośliwie odsłaniając dziąsła. Miała długie, czarne włosy, proste, twarde i sztywne, które w pochyleniu opadały na twarz Anetki, wciskając się w jej oczy i usta. Czuła na języku smak tej ordynarnej grzywy i odór jej gorący. Twarz rywalki zbliżała się coraz to bardziej, wreszcie Sylwja odkryła kołdrę i weszła. Anetka uczuła twarde kolano na swem biodrze. Dławiło ją w gardle. Sylwja miała nóż, a ostrze jego dotknęło gardła ofiary, która broniła się, wrzeszcząc... Znalazła się w ciszy pokoju, na rozburzonem łóżku. Sylwja spała spokojnie. Anetka słuchała, wstrzymując bicie serca, owego ukojnego oddechu siostry, a przytem drżała z nienawiści i strachu...
Nienawidziła... Kogóż to... a kogo kochała? Surowo sądziła Tullia, nie szanowała go, bała się nawet i nie miała doń żadnego zaufania. A mimo to gotową była dla tego człowieka, nieznanego przed dwoma tygodniami i który był jej niczem, nienawidzić tę, która była jej siostrą, którą kochała najgoręcej... tę, którą kochała dotąd... (nie... tak... której nigdy kochać nie

100