Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana I.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przestała). Oddałaby natychmiast człowiekowi temu resztę swego życia. Ach... jakże to możliwe, jak możliwe?...
Strach ją ogarnął, ale mogła jeno stwierdzić potęgę szaleństwa. W pewnych chwilach błysk zdrowego sensu, poryw ironji, nawrót fali dawnego przywiązania do Sylwji unosił jej głowę ponad prąd. Ale starczyło spojrzenia zazdrosnego, widok Tullia szepcącego z Sylwją, by zapadła zaraz w toń.
Najwyraźniej cofała się w walce i dlatego to właśnie namiętność wzrastała. Była niezręczna, nie umiała skrywać ran zadanych swej godności. Tullio, dobry władca, zgodziłby się nie czynić wyboru i rzucić obydwom chustkę. Sylwja podniosłaby ją zaraz, bez żadnych fochów, rezerwując sobie na potem wyuczenie Tullia, by tańczył, jak mu zagra. Nic sobie nie robiła z tego, że ten Don Juan uszczknie zapewne parę jagódek z winnicy Anetki. Nawet gdyby się to jej nie podobało, nie okazywałaby niezadowolenia. Wszakże można udawać... Anetka była do tego niezdolna, nie uznawała podziału i zbyt jasno podkreślała, jaką czuje odrazę do podwójnej gry Tullia.
Tullio stał się wobec niej chłodniejszy. Owa powaga namiętności była mu nie na rękę, nudziła

101