Strona:Robert Ludwik Stevenson - Porwany za młodu.djvu/343

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mu do serca) i napisał mi dwa listy, wtrącając w czasie pisania swoje uwagi o nich.
— Ten pierwszy — mówił, — jest do mych bankierów w Brytyjskiem Towarzystwie Przemysłu Lnianego, dający ci upoważnienie do podejmowania pieniędzy na twoje nazwisko. Poradź się p. Thomsona, on będzie się na tem rozumiał, ty zaś, mając to upoważnienie, będziesz mógł zdobyć potrzebne ci środki. Wierzę, że potrafisz liczyć się z groszem, jednakże gdy chodzi o takiego przyjaciela jak p. Thomson, okazałbym się nawet rozrzutny. Co się zaś tyczy jego krewniaka, niema lepszego sposobu, jak wyszukać adwokata, opowiedzieć mu rzecz całą i złożyć dowody; czy on je przyjmie, czy nie, to inna sprawa, ale zwróci się do X. A. Otóż ażebyś mógł znaleźć Lorda adwokata po swej myśli, daję ci ten oto list do twego imiennika, jwpana Balfoura z Pilrig, którego wielce poważam za jego uczoność. Będzie lepiej wyglądało, gdy będziesz mógł być zaprezentowany przez kogoś, kto nosi twe nazwisko, dziedzic z Pilrig jest bardzo ceniony w swym zawodzie i pozostaje w dobrych stosunkach z Lordem Adwokatem Grantem. Gdybym był tobą, nie fatygowałbym go niepotrzebnemi szczególikami — a czy wiesz? — zdaje mi się, że zbyteczna wspominać i o p. Thomsonie. Zapatruj się na dziedzica, jest-ci on dobrym wzorem, a niechże cię we wszystkiem Bóg prowadzi, panie Dawidzie!
To rzekłszy, pożegnał się i ruszył wraz z Torrancem do Przewozu, natomiast Alan i ja zwróciliśmy oblicza w stronę Edynburga. Gdyśmy szli ścieżyną, mijając odrzwia bramy i niedokończony domek odźwiernego, oglądaliśmy się cięgiem na dwór moich ojców. Stał on, wielki, ogołocony i nieożywiony dy-

315