Strona:Robert Ludwik Stevenson - Porwany za młodu.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pojawił się w pobliżu żaden urzędnik i nikt nie zadawał mi pytań, skąd przybywam lub dokąd idę, tak iż w owym czasie byłem wolny od wszelkich śledztw i badań, jak gdybym znajdował się w pustkowiu. Jednakże, zanim pożegnałem te strony, obecność moja była już wiadoma wszystkim mieszkańcom Balquhidderu i przyległych włości, jako że wielu ludzi przychodziło w odwiedziny na przyzbę domu, ci zaś (wedle tamecznego obyczaju) rozgłaszali wieść wśród sąsiadów. W sam raz i tutaj wydrukowano właśnie wyroki. Jeden z nich był przybity prawie że w nogach mego łóżka, tak iż mogłem odczytać mój niezbyt pochlebny rysopis oraz — uwydatnioną większemi literami — wysokość nagrody pieniężnej, wyznaczonej na mą głowę. Dunkan Dhu i inni, którzy wiedzieli, żem tu przybył w towarzystwie Alana, pewno nieraz pomiędzy sobą rozmawiali o tem, ktom ja zacz, a wielu innych też pewnie snuło jakie takie domysły. Chociaż bowiem zmieniłem odzież, nie potrafiłem jednak odmienić wieku, ani też rysów, a chłopcy z Nizin nie tak znów często zaglądali w te okolice, zwłaszcza w owym czasie, — tak iż łatwo było im skojarzyć jedną rzecz z drugą i utożsamić mnie z onym wywołańcem. Inni ludzie zwierzają się z tajemnicy zaledwie dwom lub trzem bliskim przyjaciołom, a i tak ona, tak czy owak na jaw wyjdzie; natomiast u tych współplemieńców można tajemnicę opowiedzieć całej okolicy, a ona dotrzyma jej przez wiek cały.
Zdarzyła się tu jedyna rzecz godna opowieści; była to wizyta, jaką mi złożył Robin Oig, jeden z synów słynnego Rob Roya. Szukano go na wszystkie strony pod zarzutem, iż porwał młodą kobietę z Balfrou i, jak utrzymywano, przemocą wziął ją za żonę;

256