Strona:Robert Ludwik Stevenson - Porwany za młodu.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.




ROZDZIAŁ XXI.
UCIECZKA PRZEZ WRZOSISTE ROZŁOGI.
WYŁOM CORRYNAKIEGH.

Była jeszcze wczesna godzina, o jakiej dnieje w początkach lipca, i z ziemi nie zeszły jeszcze mroki, gdy dotarliśmy do celu, to jest do rozpadliny w grzbiecie wielkiej góry, przez której środek ściekała woda, z jednego zaś boku znajdowała się niegłęboka pieczara. Rósł tu rzadki, ale piękny gaj brzozowy, który nieco dalej przechodził w sosnowy bór. Strumień roił się od ślizów, a w boru pełno było turkawek; po drugiej stronie na odsłoniętem zboczu góry poświstywały chróściele i przekrzykiwały się kukułki. Z wylotu szczeliny mieliśmy widok na część Mamore i na odnogę morską, która tę włość oddziela od Appinu; a spoglądaliśmy na to z tak ogromnej wysokości, iżem wciąż tu przesiadywał, pojąc się podziwem i zachwytem.
Rozpadlina ta zwana była Wyłomem Corrynakiegh, a chociaż w skutek swej wyniosłości tudzież bliskości morza była często przysłonięta chmurami, jednak było to miejsce naogół przyjemne, a one pięć dni, któreśmy tu spędzili, zbiegły nam nader szczęśliwie.

206