Strona:Robert Ludwik Stevenson - Porwany za młodu.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

otwarte bądź zamknięte. Jedne, które były już zamknięte, zabezpieczyłem w ten sposób, ale gdym już miał zasunąć i drugie, Alan mnie powstrzymał.
— Dawidzie — ozwał się, — jestem na tyle śmiały, że nazywam waćpana po imieniu Dawidem, bo nie mogę sobie przypomnieć nazwiska aścinego majątku... te drzwi, póki otwarte, stanowić będą najlepszy z mych szańców.
— Wszelakoż lepiej byłoby je zamknąć! — mówię na to.
— Nie, nie, Dawidzie — odpowiedział. — Sam widzisz, że mam tylko jedno oblicze; atoli dopóki te drzwi będą otwarte, a moja twarz będzie ku nim zwrócona, większość mych nieprzyjaciół znajdować się będzie przede mną, gdzie zawsze mieć ich sobie życzę.
Potem dał mi kordelas (których tam było kilka oprócz broni palnej), a wybrał go po starannem zbadaniu całej zawartości skrzyni, przyczem trząsł głową i powiadał, że nigdy w życiu nie widział gorszego oręża; następnie zaś posadził mnie za stołem, gdzie położył rożek z prochem, workiem kul i wszystkiemi pistoletami, które kazał mi nabijać.
— A powiem ci, że będzie to lepsze zajęcie — mówił — dla szlachcica zacnego rodu, niż szorowanie talerzy i nalewanie wódki jakowymś smoluchom i wycieruchom okrętowym.
To rzekłszy stanął pośrodku, obrócony twarzą ku drzwiom i dobywszy wielkiego swego pałasza, jął nim machać, próbując miejsca, gdzie miał szermować orężem.
— Muszę stać kołkiem na jednem miejscu — rzekł potrząsając głową — i szkoda! Nie da to mi pola do

87