Strona:Rabindranath Tagore - Gora.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

koni, najechała na hołotną dorożkę i pędziła dalej, nie troszcząc się o nawpół przewróconą dryndę, którą po zostawiła za sobą.
Wybiegłszy na ulicę, Binoy ujrzał młodą panienkę, wysiadającą z dorożki oraz podeszłego już wiekiem pana, usiłującego się wygramolić. Pospieszył im z pomocą i widząc, że starszy pan pobladł, zapytał:
— Przypuszczam, że pan nie uległ okaleczeniu?
— Nie, nic się nie stało — odrzekł ów, próbując się uśmiechnąć,lecz uśmiech zamarł mu na ustach i było rzeczą widoczną, że biedak był bliski omdlenia.
Binoy przytrzymał go za ramię i zwracając się do przerażonej panienki, odezwał się:
— Oto mój dom, bardzo proszę, żeby państwo byli łaskawi wstąpić.
Gdy ułożyli już starego pana na łóżku, panienka rozejrzała się wokoło, szukając wody, i chwyciwszy dzbanek, skropiła mu twarz, poczem wachlując go, rzekła do Binoya:
— Czy byłby pan łaskaw posłać po doktora?
Ponieważ doktór mieszkał w pobliżu, więc Binoy natychmiast wyprawił służącego, by go zawezwał.
W pokoju było lustro, a Binoy, stojąc za panienką, przyglądał się jej odbiciu. Od dzieciństwa zajęty był studjami w swej rodzinnej Kalkucie i niewielką swą znajomość świata zawdzięczał książkom. Nie znał poprzednio żadnej kobiety poza własnem kółkiem rodzinnem, to też zachwycał go obraz, jaki obecnie widział w zwierciedle. Nie umiał oceniać szczegółów urody kobiecej, lecz zdawało mu się, że w tych młodzieńczych licach, pochylonych w tkliwym niepokoju, odsłania się przed nim nowy świat, uroczy i świetlany.
W chwilę później sędziwy pan otworzył oczy i westchnął; dziewczynka pochyliła się nad nim i zapytała go drżącym szeptem:
— Ojczulku, czy cię co boli
— Gdzie jestem? — zapytał sędziwy pan, starając się usiąść.
Lecz Binoy podbiegł ku niemu, mówiąc:
— Niech się pan nie rusza, póki nie nadejdzie lekarz.