Strona:Rabindranath Tagore-Sadhana.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
120
R. TAGORE: SĀDHANĀ

Wszędy roztacza się przed oczyma naszemi ta gra życia i śmierci — ta przemiana starego w nowe. Co rana schodzi ku nam dzień, nagi i biały, świeży niby kwiat. Ale my wiemy, że on jest stary, że jest uosobieniem starości. Ten sam ci to pradawny dzień, który przyjął w ramiona swoje nowonarodzoną ziemię, otulił białym płaszczem utkanym ze światła i wysłał na pielgrzymkę w gwiezdne przestworza.
A przecie na stopach jego nie znać znużenia i oczu nie ma zamglonych. Wieczność bezwieczna — oto jego złoty amulet, za którego dotknięciem pierzcha ostatnia zmarszczka z czoła wszechświata. W najgłębszej komórce serca świata tai się nieśmiertelna młodość. Śmierć i rozkład rzucają przelotne cienie na jej oblicze i mkną dalej; stopy ich nie zostawiają żadnych śladów — i prawda trwa dalej, świeża i młoda.
Ten prastary dzień ziemi naszej wciąż się na nowo odradza co rana. Przywołuje go zpowrotem pierwotny refren jego gędźby. Gdyby bieg jego odbywał się po nieskończenie prostej linji, gdyby nie był groźnie przerywany kąpielą w przepastnej ciemni i wciąż nowem odradzaniem się w życiu początków bez końca,