Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zamieniłem słów kilka z przedstawionym mi panem kapitanem kawalerji gwardji i właśnie chciałem wydać jeszcze jedno zlecenie posługaczowi, kiedy spostrzegłem wykwintnego mężczyznę, za którym kroczył strzelec we wspa­niałej liberji. Szukał kogoś wyraźnie.
— Ach, Konstanty! — wykrzyknęła księżna, gdy zdjął przed nią kapelusz. — Przybywasz pewnie powitać krewnych!
— Tak jest! — przyznał. — Szukam pułkownika Lenox.
Welecki przybył osobiście po mnie. Co za fatalność...
— Oto stoi tutaj! — powiedziała księżna, wskazując mnie i zaraz objął mnie Welecki w ramiona, witając w stolicy.
Nie pamiętam, co mu odpowiedziałem, zupełnie oszołomiony i pełen strachu, bowiem za chwilę musiał się spotkać z Heleną, z czego nieodzownie wynikał publiczny skandal, oraz skutki jego. Próbowałem porozumienia zna­kami. Ale ona paplała żywo, w beztrosce zupełnej, z nowymi znajomymi.
— Daj mi proszę, kwit na rzeczy! — powiedział mi. — Powóz mój czeka.
— Zapominasz, widzę, o najbardziej uroczym pakunku! — roześmiała się księżna. — Sądzę, że nie figuruje na kwicie żona pułkownika, la belle Americaine. Dalejże, pocałuj ją prędko!