Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Z największą przyjemnością! — odrzekł, a twarz mu pojaśniała. Szepnął słów kilka jednemu z podwładnych urzędników i poszliśmy.
Przy winie rozmawialiśmy całkiem poufnie.
— Nie tańczyłeś pan dziś? — rzekłem, gdyż nic innego nie wpadło mi do głowy.
— Nie! — powiedział. — Jestem tutaj w służbie i rad będę, kiedy się skończy. O pierwszej podadzą kolację, potem nastąpi wielka mazurka, której się chce przypatrzyć dwór, skoro zaś tylko cesarz odjedzie, wrócę do domu! — zakończył z uśmiechem znużenia.
— Cesarz jawi się późno! — zauważyłem.
— Zawsze! Tymczasem można ściągnąć wszystkie meldunki inspekcyj policyjnych, posterunków straży i szambelanów. Wówczas wiadomo już, że w rejonie najściślejszego kordonu wojska nie znajduje się żadna podej­rzana osoba.
Zaśmiałem się w duchu, widząc jego pewność siebie. Widocznie nie miał w podejrzeniu Heleny.
Za chwilę tony marsza wezwały do stołu. Prowadziłem kuzynkę Welecką, a księżna przyłączyła się do nas! Natomiast Helena wyszukała sobie towarzystwo młodsze i weselsze, gdzie królował Sasza, tak ostro zale­cając się do niej, że gniewało to i oburzało jego stryja. Księżna spoglądała z uśmiechem zadowolenia, mimo że biednej Dosi rozdzierało się serce.