Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z szablami u boku, zbrojni w rewolwery, stali strażnicy, gotowi aresztować śmiałka, któryby się poważył wcisnąć bezprawnie.
Około stu moich współpasażerów zamknięto w sali i polecono nam przysposobić do rewizji rzeczy, oraz paszporty. Powolny surowemu rozkazowi dobyłem papiery i klucze, rozglądając się jednocześnie z zaciekawieniem po podró­żnych. Hrabiny w aksamitach i futrach, zręczne subretki francuskie, dobroduszni mieszczanie, brudni żydzi polscy z pejsami, w zasmarowanych chałatach, wekslarze, żołnierze i podróżujący dla przyjemności, tworzyli dziwną mieszaninę ludzką. Zarozumiali oficerowie wałęsali się z kąta w kąt, rzucając rozkochane spojrzenia kobietom co piękniejszym, powłócząc wyzywająco długiemi szablami.
Gdy kolej przyszła na mnie, rozwarłem swój paszport z orłem amerykańskim. Pochwycił go brodaty pułkownik, okryty orderami i me­dalami, wykrzykując życzliwie:
— Amerykanin! Doskonale!
Słysząc to, przestałem żałować pięciu dolarów, wydanych na wizę w poselstwie. Paszport ten opiewał także na imię żony mojej, na wypadek, gdyby chciała jechać wraz ze mną, mimo że jej wystawiono osobno drugi, który miała w Paryżu, by móc w danym razie przybyć później.