Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

banknotów, pozwalający w dniach następnych wieść żywot dowolnie rozrzutny.
— Drogi pułkowniku! — zawołał od drugiego końca stołu Sasza, który przegrał ostro. — Racz przyjść, kuzynie, wraz z twojem amerykańskiem szczęściem, gdyż sorta rosyjska skończyła się właśnie! — zaraz potem dodał drwiąco: Szczęście w miłości, brak szczęścia w kartach!
— Sasza! — powiedział siedzący obok niego młodzieniec. — W takim razie nie powinienbyś się zbliżać do bakarata, gdy ballerina opery na jedno twe skinienie porzuciła Wielkiego Księcia.
— Istotnie, uczynię tak! — wykrzyknął, rzucając ze stłumionem przekleństwem karty.
Za chwilę opuścił stół, a ledwo obrócił się doń plecami, powiedziano mi, że major Sasza Welecki posiada nawet w rozwiązłej stolicy Rosji opinję największego donżuana, jacy jeżdżą w świcie szlachty carskiej, co znaczyło niemało, zwłaszcza, że miał dopiero niespełna lat dwadzieścia ośm.
— Powinienbyś zerwać z kapryśną boginią szczęścia! — ostrzegał Borys szalonego brata. — Jeśli będziesz dalej grał w ten sposób, może to dojść do uszu cesarza, a on nie lubi, by jego oficerowie zyskiwali zbyt dużo sławy u stolika bakaratowego.
— Ba! — odrzekł Sasza porywczo. — Żaden gentelmen mnie nie zdradzi! Zaś służba...