Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

znawał w tej chwili nie dało się porównać z niczem.
Wszystko wokoło przybrało inny wygląd. Dojmujący strach przed podejrzeniem, oraz trwoga człowieka, który ucieka przed sprawiedli­wością... w dodatku rosyjską. Zwidywały mi się kary straszne wyczytane w romansach o nihilistach, a także w dziennikach, gdzie jest zawsze mnóstwo wiadomości o niesłychanem okrucieństwie rosyjskiem.
Sekretarz, spostrzegłszy mój stan, zapytał czy mi nie zginął któryś z pakunków. Czy chciał mnie podejść w ten sposób? Może ten ugrzeczniony człowiek był kreaturą sekcji trzeciej?
— Nie, nie! — wybąknąłem, potem zaś opanowawszy się potrosze, zażądałem, by mnie zawieziono do Jacht-Klubu.
Służący sprowadził mnie po schodach, dwaj portjerzy złożyli głębokie ukłony, a szepcąc coś do siebie po rosyjsku patrzyli za mną. Może to szpiedzy rosyjscy? Wszędzie mi się jawiły stra­szydła.
Służący skinął na powóz, a gdy potem wyciągnął z czołobitnym ukłonem dłoń po napiwek, dojrzałem w jego oczach coś, jakby po­dejrzenie. Nawet wołanie, jakiem woźnica ponaglał konie, wprawiło mnie w drżenie.
Za chwilę wszedłem do najwykwintniejszego a także, o ile się jest członkiem, najgościnniej-