Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Chcesz pan wzamian czci mojej? — odrzekła, spozierając władczo zgóry, a ciągle tak piękna. — Życie moje, a w razie konieczności także i cześć są własnością ojczyzny. Jestem wobec pana bezbronną, gdyż nie dopełniłam jeszcze misji. Jeśli pan tej nocy wydasz mnie policji, nie zdołam naszym dostarczyć nowego alfabetu i udzielić wskazówek postępowania, a sprawa będzie obezwładniona, może nawet przepadnie całkiem. Dlatego jestem bezbronną i bezsilną w pańskich rękach. Jeśliś pan męż­czyzną, ulituj się, jeśli zaś jesteś pan nikczemnikiem, bierz co ci dali bogowie!
Spojrzawszy mi twardo w oczy, przeszła z dumą królowej salon, zostawiając szeroko otwarte drzwi sypialni. Dobro i zło walczyły we mnie gwałtownie. Wstawszy, podszedłem chwiejnie do drzwi kurytarza.
Ale zaledwo je uchyliłem była już przy mnie, szepcąc:
— Idziesz pan do barona?
— Nie, do Jacht-Klubu! — jęknąłem.
— Niech pana Bóg błogosławi! — zawołała zcicha. — Wiedziałam, że mogę zaufać dżentelmenowi amerykańskiemu.
Nie wiem zgoła, jak doszedłem do biura hotelu, w którym stanąłem przed trzema dopiero godzinami. Wówczas już byłem wzbu­rzony, a może wyczerpany, ale to czegom do-