Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Majętniejsi ludzie zawczasu sobie kąt jakiś znośny zamawiali, ubożsi przymuszeni rachować się, a nie mając potrzeby przyjmowania, tulili się po alkierzach.
Lecz mało który deputat, dla honoru ziemi jaką przedstawiał, mało który majętniejszy szlachcic dla próżności i interesu nie potrzebował miéć stołu otwartego. Przyjmowali wszyscy, karmić musiał każdy. Komu na izbę stołową, kuchnię i kucharza nie starczyło, musiał choć zimne przekąski i wino miéć zawsze. Pić bowiem od rana do wieczora było obowiązkiem obywatelskim — koniecznością.
Niejeden szlachcic długo trybunału wydychać nie mógł, lecz czasu tych orgii nie było sposobu się opamiętać. Człowiek wstawał zaledwie po wczorajszém spocząwszy, gdy natychmiast na nowo rozpoczynać był zmuszony.
Często bardzo te gody zdradliwe samych deputatów najjaśniejszego trybunału niezdolnemi czyniły do stawienia się na sądy, i nieraz węgrzyn sprawę rozstrzygnął, głosów ujmując gdy zagrozić mogły.
W mieszkaniach najczynniejszych członków trybunału, po kwaterach magnatów przygotowywało się wszystko, co dla formy potem na ratuszu ogłaszano. Rzadki dekret wypadał insperate, lub inaczéj niżeli go zapobiegliwi ludzie obmyślili.
Miasteczko skutkiem przeludnienia tego chwilowego, całe stanowiło jakby jedno wielkie obo-