Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nocą by nam do Pacewicz potrzeba, aby urągowiska uniknąć. Spocznij pan. Mała garstka przyjaciół nam została — i to pociecha.
— Agatko — rzekła — gdy matka powróci, co potrzebniejsze zabierać — jedziemy. Ja tu godziny dłużéj bawić nie myślę.
I tak dumna a niezłamana jak była wyszła do drugiego pokoju.
Iwanowski ledwie wytchnąwszy, opamiętał się pójść naprzeciw pułkownikowéj, która nie powracała. Chciał jéj pierwszy powiedziéć o nieszczęsnym dekrecie, aby złagodzić wrażenie...
Niepowiodło mu się to, bo wychodzącą od Dominikanów Osmólski spotkał z kondolencyą — i tak niezręcznie się wziął do pocieszania, że staruszka na poły zemdlała. O swéj sile już iść nie mogła, nawet z pomocą pisarzowéj i jego, tak że wózek czyjś na drodze gwałtem wstrzymano, aby ją zawieść do domu.
Chociaż panna Tekla wybierała się jechać nocą, niepodobna było staruszki, która się położyć musiała, narazić na podróż...
Musiano wezwać Szretera, który ruszać się nie pozwolił...
W wojewodzińskim dworze natychmiast po ogłoszeniu dekretu, już księżna była zawiadomioną. Żywult przybiegł sam i pleckiem padł jéj do nóg.
Rozjaśniło się lice jaśnie oświeconéj. Niewątpiła o zwycięztwie, lecz pewność jego, upokorzenie